Doskonała organizacja to niewyłącznie cecha ludzi, którzy potrafią podjąć i poprowadzić dobrze prosperujący biznes, ale i aspekt rzutujący na to, jak zapatrujemy się względem samego przedsięwzięcia.

I jeśli jesteśmy wystarczająco bystrzy – już na starcie i na długo przed otworzeniem firmy będziemy w stanie zaobserwować jedną lub kilka ścieżek rozwojowych pomagających w opracowaniu planu działań. Co dla dobra naszych interesów byłoby pierwszym taktycznym krokiem wartym wykonania. Tym bardziej, że ma on na celu ustalenie sensownej strategii na to, jak zbudować (a więc na czym) i przewodzić (w oparciu o co) wartościowej, pomnażającej kapitał firmie. I niejako, patrząc na mnogość przypadków ukazujących, jak nie powinno się zarządzać przedsiębiorstwem, można przyjąć, iż znacząca część spółek powstaje w wyniku nieprzemyślanego biznesplanu. Lub co jeszcze gorsze – w ramach jego braku.

I aby mieć świadomość oraz wiedzę o tym, jakich pułapek i wilczych biletów sobie nie fundować, warto przyjrzeć się stosowanym optymalizacjom. Jako że to właśnie one mówią o przedsiębiorcy więcej, niż najbardziej wiarygodny przekaz opublikowany na stronie internetowej marki.

Czym są optymalizacje wsteczne i dlaczego pogrążają firmę?


Po pierwsze – potrzeba wdrożenia optymalizacji powinna z samego założenia uczulać. Jest
bowiem komunikatem informującym, iż organizacja w przedsiębiorstwie kuleje, a firma ma na
sumieniu ciut więcej, niż finansową i operacyjną niestabilność.
To, czym ten wyciek uszczelniamy jest przeważnie równie dyskusyjne. Gdyż wśród
najpopularniejszych pomysłów na przywrócenie w spółce płynności znajdują się rozwiązania
zupełnie niewybredne. A wręcz rozmijające się z obowiązującym prawem.
I czy mówimy o spółkach zakładanych za granicą, w krajach z przyjaźniejszym systemem
podatkowym, podczas gdy nasze centrum interesów znajduje się w Polsce; czy o wynagrodzeniach
dla pracowników, które wędrują pod stołem; czy o przypadkach skrajnych, gdzie nabywane są
puste, nieodnoszące się do faktycznie zaistniałych transakcji faktury obniżające koszty. Tak nie
uda się nie odnieść wrażenia, że takie optymalizacje wsteczne (a więc takie, które, zamiast nieść
rozwój, muszą ubezpieczać przedsiębiorcę przed istniejącymi niedociągnięciami, brakami w
strategii prowadzenia firmy), nie przytrafiają się markom inwestującym w „przyszłość”.


Dlaczego, zamiast optymalizować koszty lepiej postawić na
marketing?


Gdyż łatanie dziur wspomnianymi wyżej środkami, do których można jeszcze dodać równie
obiegowe metody polegające na niewystawianiu faktur, nieewidencjonowaniu sprzedaży oraz
generowaniu kosztów w ramach unikania opodatkowania, jest taktyką dewaluującą wartość firmy.
A w pewnym sensie tworzącą dług.
Jako że, odnosząc się do uwzględnionej wyżej przyszłości, żaden przedsiębiorca nie zakłada firmy
z myślą o tym, aby optymalizować koszty. W firmę, brand i rozpoznawalność inwestuje się w imię
generowania zysku. I to jest ten właściwy kierunek.
Jeśli, zamiast na rozwoju rozumianym jako ponoszenie kosztów, aby wybić markę (do czego
istotnie służy marketing), mocniej skupiamy się na traceniu jak najmniej, to wystarczający sygnał,
że stoimy po niewłaściwej stronie barykady w drodze do firmowego sukcesu.
I aby ten destrukcyjny bieg zdarzeń przerwać, warto skupić się na otwierających ten artykuł
słowach. I zamiast celować w niedochodowe założenia oraz wątpliwej jakości środki zaradcze
obniżające rating firmy, korzystniej jest postawić na lepszą organizację, opierając przedsiębiorstwo
na takich fundamentach, które zyskownie będzie w przyszłości sprzedać.